Pierwszy dzień w Naknek

Samolot z Anchorage do King Salmon zgodnie z umową był opłacony przez  pracodawcę. Wystartowaliśmy z małym opóźnieniem. Lot, o ile dobrze pamiętam, trwał coś około półtorej godziny. Samolot śmigłowy, więc w środku było dość głośno, ale mnie to za bardzo nie przeszkadzało. Widoki z samolotu były wspaniałe - ośnieżone szczyty gór wyglądały rewelacyjnie.




Po wylądowaniu w King Salmon na lotnisku powitał nas przedstawiciel firmy Leader Creek, ubrany w gustowne gumiaczki. Po krótkiej rozmowie i zrobieniu paru zdjęć zapakowano nas w autobus i udaliśmy się do fabryki. Szczęśliwy i pełni nadziei na nową przygodę. Po przyjeździe na miejsce okolica fabryki okazała się niezbyt ciekawa. Wszędzie pełno piachu, kurzu i śmierdzi rybą. Generalnie wokół nie ma nic . No prawie nic, nie brakuje wraków samochodów, starych maszyn i śmieci.




No, ale po kolei. Po przyjeździe do fabryki zaproponowano nam coś do jedzenia. W sumie jedzenie było dobre, stołówka też niczego sobie. Po posiłku dostaliśmy dokumenty do wypełnienia. I tu pojawił się pierwszy problem, bo okazało się, że  umowa, którą podpisywaliśmy w Polsce jest nieważna. W nowej umowie, którą musieliśmy podpisać było napisane, że mogą nas zwolnić z pracy kiedy chcą i za co chcą. A jeśli zostaniemy wyrzuceni za naruszenie regulaminu (np alkohol) będzie trzeba zapłacić 600$ + 15$ za każdy dzień pobytu. Zwolnić się też nie można. Jeżeli komuś nie podobała się nowa umowa, mógł sobie wstać i wyjść. No ale, w sytuacji kiedy jest się pośrodku niczego, mnóstwo mil od domu, nie można powiedzieć "nie dziękuje" i trzeba podpisać. Więc to co wam mówią w Polsce, że będzie gwarancja zatrudnienia "od do" to nieprawda.
Potem zrobili nam wszystkim zdjęcia, które później są wykorzystywane do identyfikowania osób w trakcie pracy i zwolnień (supervisor chodzi z wydrukiem zdjęć osób i wybiera te które zwolnić), ale dokładniej o zwolnieniach będzie w innym poście. Dają też kartę, którą logujemy się jak przychodzimy i wychodzimy z fabryki. Poinformowano nas także, że na terenie fabryki oraz w pokojach jest zakaz picia i posiadania alkoholu. Aha i jeszcze, że mogą sobie zrobić rewizje w pokoju kiedy chcą - nawet pod naszą nieobecność.
Kolejną sprawą jest zakup kaloszy i raingear'a - w sumie coś koło 50$. Jeżeli ma się swoje nie trzeba kupować.
Następnie każdy został przydzielony do pracy w odpowiednim dziale i na odpowiednią zmianę (A,B lub C). To, że np przyjechaliście grupą nie znaczy, że będziecie pracować w tym samym dziale i na tej samej zmianie. 
Po tym wszystkim pokazano nam nowe "mieszkania". I w tym momencie zrobiło się naprawdę hardcorowo. Można było dostać niezłego szoku. Początkowo dostałem łózko w przyczepie wraz z kilkoma Kolumbijczykami. Mieszkałem tak przez trzy dni. Łóżko piętrowe, ja na dole, a na górze Ana z Kolumbii :-) Kiedy położyłem się na dole czułem się jak w trumnie. Odległość między dołem a górą była tak mała, że nawet nie mogłem usiąść jako tako na łóżku (pozycja horyzontalna była jedyną). Pokoje są albo w zdezelowanych przyczepach albo w "Marinie" -  hangarze, który przypomina wielką, zakurzoną, niedokończoną stodołę. Wszędzie pełno kurzu i brudu. Do Mariny przeprowadziłem się po trzech dniach, a warunki tam panujące opiszę w poście "Warunki mieszkaniowe".

Poniżej na zdjęciu budka telefoniczna - witamy w dwudziestym pierwszym wieku ;-)




Podsumowując pierwszy dzień to szok ze stresem:
  • warunki mieszkaniowe tragiczne
  • okolica slumsowa
  • brak gwarancji zatrudnienia, mogą nas wyrzucić z pracy kiedy chcą
  • za alkohol na terenie tego czegoś pośrodku niczego wyrzucają z roboty
  • podpisaliśmy weksle na ponad 600$ 

    Warunki mieszkaniowe

    Warunki mieszkaniowe są tragiczne. W pokoju znajduje się zazwyczaj łóżko drewniane. Dostaje się również wysłużony materac, koc, poduszkę i prześcieradło. No ale to nie koniec atrakcji. Niektórzy dostali też gratis rurę (chyba od jakiegoś ogrzewania) przechodzącą przez pokój dzięki której było niesamowicie duszno i gorąco - np 40 stopni. Kolejnym udogodnieniem może okazać się wielki generator emitujący ogromny hałas (24h), który będzie tuż za oknem.

    Po trzydniowym mieszkaniu w przyczepie przeprowadziłem się do Mariny. Ta buda poniżej to właśnie Marina, główny "hotel" dla pracowników Leader Creek.



    Mój nowy pokój wyglądał raczej jak niedokończony strych.
    • Korytarz:
    • Główne drzwi wejściowe:
     
    • Salon:

    • Sypialnia:


    A teraz krótka charakterystyka mojego pokoju. Po pierwsze światła NIGDY nie dało się wyłączyć. Na prawdę, nie było takiej opcji. Druga sprawa to BRAK GNIAZDA ELEKTRYCZNEGO. Panował ciągły hałas pochodzący od jakiejś maszyny, która pracowała gdzieś niedaleko. Drzwi wejściowe były zamykane na kłódkę z kodem od zewnątrz, czyli nie mogłem zamknąć drzwi od środka np. na noc. Mieszkali ze mną dwaj Ukraińcy, których nie widziałem ani razu przez trzy tygodnie, ponieważ pracowaliśmy na różnych zmianach. Wieczorem było ciepło, natomiast rano (około 5:00) bardzo zimno.

    Typowy widok z okna w większości pokoi wygląda tak:

    Lub tak:


    Ściany między pokojami są tak cienkie, że można usłyszeć westchnięcie sąsiada - oczywiście pod warunkiem, że generator za oknem przestał huczeć. Natomiast drzwi zbudowano z bardzo słabej dykty. Wejście z drzwiami do środka nie stanowiłoby problemu.Większość pokoi jest wielkości max 3x2 metry, bywają mniejsze.

    Internet i media

    Byliście na targach pracy? Sarah Russhell  z Leader Creek obiecała wam, że będzie internet?
    KŁAMAŁA!!!
    Ktoś liczył, że będzie Wi-Fi w pokoju? BUHAHA. Po przyjeździe okazało się, że internet jest reglamentowany, dostępny w określonych godzinach (teoretycznie), w określonym miejscu. Internet miał być na pierwszym piętrze stołówki,a  tak naprawdę był jak pomarańcze w PRLu - wszyscy o nim słyszeli, ale nikt nie widział. Co jakiś czas pojawiały się pogłoski, że "rzucili" internet. Więc parę razy zdarzyło mi się po 16 godzinach pracy biec z laptopem i  językiem na brodzie do stołówki, aby sprawdzić pocztę, po czym okazywało się, że za nic nie można połączyć się z netem.
    Tak naprawdę to nawiązanie połączenia z internetem graniczyło z cudem, a jak się już udało to google ładowało się parę minut. Więc jeżeli ktoś liczy na możliwość używania Skype'a, pisania e-maili do znajomych czy wstawiania zdjęć na nasza-klasę (!) to niech zapomni.

    Nie ma internetu, ale za to jest telewizor (Twój nowy przyjaciel), z którym trzeba się zaprzyjaźnić. Telewizor ten jest na stołówce oraz na holu przed wejściem do fabryki. Wyświetlane są na nim informacje dotyczące:
    • posiłków
    • godzin rozpoczęcia pracy
    • internetu, którego NIE MA
    • i szeroko pojętej propagandy


    Telefon... hmmm budki telefoniczne wyglądają tak:


    Karty telefoniczne w przyfabrycznym sklepiku skończyły się bardzo szybko. Były drogie i starczały na około 10 minut. Ale jak się ma znajomości w getcie to można było załatwić kartę telefoniczną za 5$ wystarczającą na ponad godzinę rozmowy do Polski.

    Praca w Leader Creek

    Praca jest monotonna i  wyczerpująca. Najtrudniej jest przywyknąć przez kilka pierwszych dni. Później pojawia się rutyna oraz przyzwyczajenie do niewyspania i zmęczenia. Bóle stawów, mięśni, kręgosłupa, odciski nie robią wrażenia.
    Kiedy rozpocznie się sezon praca trwa po 16 godzin. O ile dobrze pamiętam to maksymalnie pracuje się trzy godziny, po czym jest przerwa. Są dwa rodzaje przerw: 15 minut (płatna - czas na kawę, herbatę, ciasto) oraz 30 minut (bezpłatna - lunch, obiad na stołówce). Czyli jesteśmy w pracy 16 godzin, a zostaną nam policzone 15.
        Miejsce, gdzie można napić się kawy, herbaty itp. (w tle szatnia z raingear'ami):

    A tu wejście do szatni:

     Wejście do stołówki:


    Zmiany (podczas sezonu):
    • A  06:00 - 22:00
    • B  14:00 - 06:00
    • C  22:00 - 14:00
    W zależności do jakiego działu trafisz, śmierdzisz bardziej lub mniej rybą.

    FISH HOUSE - bardzo śmierdzisz rybą a Twój raingear jest we krwi i w rybim mięsie.
    Fish House to takie miejsce gdzie wyjmujesz bebechy rybom. Bardzo śmierdzący dział.

    FILLIET - trochę mniej śmierdzisz rybą a Twój raingear jest w rybim mięsie
    Przez większość czasu stoi się przy taśmie i wyjmuje ości z filetów (za pomocą pensety lub "golarki"), obcina nożem niepotrzebne skrawki lub układa filety na tacki.

    PACKING - średnio śmierdzisz rybą, a Twój raingear nie jest ani w mięsie ani we krwi ;-)
    Miejsce pakowania zamrożonych ryb, w którym najmniej ubrudzisz się rybą ;-). Jest tam bardzo zimno, ale ubranie na cebulkę i czapka powinna wystarczyć. Zaletą Packingu jest przestrzeń i możliwość przemieszczania.
    Tutaj do chłodni trafiają ryby na wózkach z Fish House'u oraz od Filetów.
    Po zamrożeniu wyciąga się wózki z chłodni i rzuca ryby na taśmę.  Ryby są sortowane i pakowane do pudeł po czym trafiają od razu do ciężarówek.
    Główne zajęcia podczas pracy na Packingu:
    • stoisz przy taśmie i sortujesz filety  wg koloru i jakości
    • stoisz przy taśmie i czuwasz, żeby rybki nie spadały na podłogę - a jak spadnie to się podnosi, tylko szybko bo po paru minutach przymarznie do podłogi
    • wysypujesz filety z wózka na taśmę za pomocą podnośnika
    • wkładasz ryby (posortowane przez maszynę) do pudła
    • pchasz wózki do/z chłodni lub do mycia
    • uderzasz prętem w tacki wózka, żeby zamrożone filety łatwiej odchodziły
    • sprawdzasz czy przypadkiem nie zostały jakieś filety na tackach przed oddaniem wózka do mycia
    • pakujesz filety klasy pierwszej ;-) do pudeł 
    • składasz kartonowe pudła
    • transportujesz pudła za pomocą palety
    • układasz ryby na taśmie

     ZWOLNIENIA

    Najgorsze w tej robocie jest to, że jak się już przyzwyczaisz to zaczynają się zwolnienia. Przypominam, że umowa, którą trzeba podpisać po przyjeździe zakłada, że nie ma się żadnych praw i wylecieć na zbity pysk to nie problem. Nikogo nie obchodzi, że Wam się nie zwróciły nawet koszty przyjazdu. Spada ilość złowionych łososi, zaczynają się zwolnienia. W 2009 roku sezon rozpoczął się około 25 czerwca, a 20 lipca było już właściwie po robocie. Nie ma dyskusji, że kontrakt, który podpisaliście w Polsce zakładał pracę co najmniej do 27 lipca, minimum 40 godzin tygodniowo. Koniec i już.

    A sam proces zwolnień to niezła gra psychologiczna. Nigdy nie wiadomo kiedy się wyleci. Listy z osobami do zwolnienia wywieszane są, kiedy wszyscy pracują. Wychodzisz na przerwę np o 18:00 i dowiadujesz się, że jutro o 10:00 masz wylot do Anchorage. Nie ma możliwości zapytania dlaczego ja, bo akurat ludzie odpowiedzialni za HR nagle znikają z biura. Po prostu masz prawo się spakować, nie zadawać pytań, posprzątać pokój i grzecznie czekać na paycheck.

    Dodam jeszcze, że dobrowolnie też nie można odejść. Zdarzały się takie sytuacje, że jedne osoby z grypy przyjaciół, która razem przyjechała, były zwalniane a inne musiały pracować dalej.

    Typowy dzień pracy [Packing]

    Packing, Shift A - Where're you from? I'm from Packing

    Budzik dzwoni o 05:00. Nastawiam drzemkę...05:15...05:30. Otwieram oczy i pytam ku*a dlaczego. Jestem niewyspany, zły, bolą mnie mięśnie, na palcach mam odciski od gumiaków  i  jest bardzo zimno (jak zawsze w moim "pokoju" - czytaj strychu -  rano). Dobra, zaciskam zęby,  biorę przybory do mycia i pomykam do łazienki - hmm ciekawe czy będzie ciepła woda??  Już wiem, że nie zdążę na śniadanie (właściwie to zdążyłem na nie chyba tylko ze trzy razy), które jest od 05:30 do 06:00. A pracę zaczynam o 06:00. Wracam z łazienki. Zakładam cztery pary skarpet, kalesony, kilka bluz, czapkę i gumiaki. No i najważniejsze zabieram kartę "obozową" do logowania w fabryce - bez niej ani rusz.

    05:50, wychodzę. Kolejny dzień świstaka. Wiem, że za chwile spotkam te same osoby - ja do pracy, a one z pracy, dokładnie w tym samym miejscu.  Ja  powiem prawie to same co zawsze, a one odpowiedzą też tak samo jak zawsze..... I znowu "cześć", "dobranoc", "Hi" i takie tam.

    Docieram do fabryki na 05:55, robię sobie szybko coś do picia, łykam witaminki i idę do szatni przywitać się z raingear'em (najlepiej zapamiętać gdzie się go powiesiło, bo inaczej szukanie może trochę zająć). Następnie wybieram rękawice, przechodzę przez czerwoną, śmierdzącą substancję dezynfekującą, loguje za pomocą karty i udaję się do mojego działu...Welcome to Packing...
    Patrzę na zegar, hmm....super jeszcze tylko 15 godzin , 59 minut i do domu.
    Jest zimno i mokro. Szachuję sobie dobrą miejscówkę, czyli jak zawsze rano staję przy taśmie do sortowania filetów - robota monotonna i nudna, ale przynajmniej sobie z kimś pogadam. Schodzą się też pozostali...hi...hello itd. Jest też mój supervisor Eric, człowiek który wygląda jakby mieszkał w lesie i nigdy się nie golił. I tak czas leci do 09:00.
    Jest pierwsza przerwa (15 minut). Super, w końcu sobie dziś coś zjem. Na piętnastkach zawsze rzucali jakieś ciasto (nawet dobre)  i można było się napić kawy, herbaty, soku lub gorącej czekolady. O 09:15 trzeba wracać do pracy.
    Po powrocie wybieram inne stanowisko, bo cały dzień na jednym to można by oszaleć. Idę sobie popakować ryby (takie z ogonami) do kartonów. Uważam żebym nie dostał rybą w czoło, czasami wylatują z maszyny jak szalone;-) I tak do 11:30. Pora na lunch.
    Wylogowuje się i biegnę szybko żeby zająć dobre miejsce na stołówce. Szukam czystej tacki po czym mówię jak zawsze "no rice" i szukam znajomych twarzy przy stole. Dochodzi dwunasta - koniec przerwy. No cóż do pracy rodacy.
    Wracam do fabryki, loguje się. Tym razem będę sprawdzał puste wózki czy nie zostały na nich jakieś filety. Jeżeli wózek jest pusty to pcham go do mycia. Głównym narzędziem pracy jest łom i pręt, więc trzeba się z nimi zaprzyjaźnić. Jeżeli filet przymarzł i nie chce odejść należy  się dobrze zamachnąć i uderzyć w tackę. I tak do piętnastej.
    Kolejna przerwa na ciasto i kawę. Hmm jak zwykle kubki są brudne i trzeba wybrać jak najmniej usyfiony ze zlewu i go umyć.Ledwo usiadłem, a tu już jakiś cham krzyczy żeby wracać. Eee nie chce mi się. Wkręce się do "filetów" i poczekam sobie trochę z nimi. Tym sposobem po trochę dłuższej przerwie wracam do pracy.
    Tym razem staję przy taśmie z filetami i czuwam, żeby nie spadały na podłogę. Ogólnie jest nudno, ale czasem zdarzy się, że filet zaplata się między rolki i rybki zaczynają wypadać na podłogę :-)
    17:30 - obiad
    18:00 - powrót
    Patrze na zegar, do 22 jeszcze cztery godziny. Wracam do sortowania filetów, przynajmniej można sobie pogadać....ale nie za długo. Przychodzi Eric i karze mi pakować filety klasy pierwszej ;) do boxów. No cóż nie pogadam dziś. Trochę się trzeba nanosić. Po rozpakowaniu kilkunastu wózków kręgosłup daje o sobie znać. Czas nawet szybko mija. Dochodzi 21:00, czyli kolejny "brake" na kawusię.
    Wracam do pracy, humor już coraz lepszy, za to efektywność spada do zera :-) jeszcze 40 minut i będę wolny. 30....20....10....5....4...3...2..1.. KONIEC. Uff szesnaście godzin minęło. Żegnam się z ludźmi, zostawiam raingear'a w szatni. A może jeszcze herbatka, hmm czemu nie. Jest 22:30 czas zmykać do "domu".

    Zarobki w Leader Creek

    Do pracy w rybiarni jedzie się po to by zarobić pieniądze. To oczywiste. Nie znam raczej nikogo kto jechał by tam dla przyjemności. Agencje reklamując oferty W&T na Alaskę piszą, że można zarobić 8000$ lub nawet 10000$. No i właściwie  można by, ale pracując cały czas przez trzy miesiące ponad 10 godzin dziennie. Co w Naknek jest niemożliwe. Robota jest co najwyżej do 20 lipca. Koniec ryb, koniec sezonu, koniec pracy. Niech nikt raczej nie liczy, że w Leader Creek zarobi kokosy. Najlepszą alternatywą było by mieć drugi kontrakt do innej rybiarni albo załatwioną inną robotę.

    Jeżeli masz szczęście i nie wyrzucą Cię z pracy zbyt wcześnie to można zarobić 2200$-3000$ na rękę. A jak masz pecha i polecisz pierwszy to nawet 2000$ nie da rady.
    A dodatkowa premia, którą dają na koniec to zaledwie 150$.

    Co do wynagrodzenia za godzinę to w większości wszystko się zgadza:
    • 7,50$/h - za pierwsze 8 godzin
    • 11,25$/h - nadgodziny
    Ale w kontrakcie jest też mowa, że po przepracowaniu 40h w tygodniu, każda następna godzina pracy to nadgodzina. I tu pojawia się kwestia interpretacji. Jeżeli pracujemy od poniedziałku 15  godzin na dzień (teoretycznie 16, ale dwie przerwy po 30 minut są bezpłatne), to wydawać by się mogło, że już w środę wyrobimy ponad 40h i od czwartku wszystkie godziny będą  po 11,25$/h. Nic podobnego. Liczone to jest tak, że pracuje się tylko 8h na dzień (kolejne 7 to nadgodziny które nie są liczone do tych 40h). Czyli wypracowanie 40h zajmuje 5 dni - od poniedziałku do piątku : 8h*5=40h (choć tak naprawdę pracowaliśmy 76h). I dopiero sobota i niedziela to każda godzina za 11,25$/h.

    Zalety pracy w LC

    Praca w Leader Creek to wielkie wyzwanie i test osobowości. Po tym nic nie już takie samo :-)  Jeżeli przeżyliście, to znaczy,że żadna inna praca Wam nie straszna. Jest do doskonała okazja to przekraczania kolejnych granic (bólu, zmęczenia fizycznego jak i psychicznego). Myślałeś, że 8 godzin na hali w Tesco to katorga? Zapraszam do Naknek. Nauka pokory przez duże "P".  

    Kolejna sprawa, po powrocie do Polski docenisz to co masz. Takie rzeczy jak dywan w pokoju, wygodne łóżko, przełącznik do światła, gniazdko elektryczne naprawdę cieszą przez jakiś czas. Jakoś nigdy wcześniej nie cieszyłem się z tego, że mogę wyłączyć światło w pokoju. W Naknek był to dla mnie luksus, którego nie miałem.


    Po za tym wyjazd taki daje możliwość poznania fantastycznych ludzi z różnych stron świata - Europa, Azja, Ameryka Południowa. Bo gdzie indziej poznalibyście osoby z Kolumbii, Tajwanu, Mongolii, Kazachstanu? Chociaż co do Europy to tylko ludzie od Polski na wschód. Nie spotkałem tam nikogo z Europy Zachodniej.